Dzisiaj poruszę temat
specjalizacji w wykonywanym przez siebie rękodziele. Ok, może „siebie” to zbyt
dużo powiedziane – moje rękodzieło ogranicza się do wymiany żarówek w
samochodzie, regulacji spłuczki i tym podobnych „męskich tematów”. Miałem na
myśli Fraszkę i pewnie niejedną czytelniczkę (czytelnika?) tego bloga.
Otóż Fraszka imała się już
przeróżnych form rękodzieła artystycznego: a to papierowe kartki i albumy, a to
haftowane aniołki, a to choinki z makaronu. Czasem zdarzało się, że ledwo
kończyła jakiś projekt, a już brała się za kolejny. I to zanim jeszcze zdążył
ostygnąć pistolet na klej...
Największy pociąg do rękodzielniczych
eksperymentów objawiała po ukończeniu kolejnego kursu czy szkolenia w temacie
„do czego się jeszcze może przydać makaron albo kawałek szmatki?”. Po takich
eksperymentach dalej mamy w szafie kilkukilogramową szpulę hartowanego drutu.
Po co? Ano na różnego rodzaju druciane kwiatuszki, latarenki i drzewka.
I
tutaj pojawia się pytanie: czy lepiej
jest „ogólnie się rozwijać” czy specjalizować w jakiejś dziedzinie
rękodzieła?
Oba kierunki mają swoje „dobre i złe” strony. Specjalizacja oznacza (a
przynajmniej powinna oznaczać) osiąganie coraz lepszych wyników w
wybranej „dyscyplinie”
oraz zmniejszenie ilości potrzebnych materiałów i narzędzi. Rozwój
ogólny
natomiast nie pozwala znudzić się „robieniem ciągle tego samego” i
umożliwia
stałe poszerzanie swoje umiejętności.
Moim zdaniem najlepszym wyjściem
jest pewnego rodzaju kompromis – specjalizacja, ale niezbyt ograniczona lub jak
kto woli, rozwój ale niezbyt ogólny. Taki kierunek pozwala skupić się
na wykonywanej przez siebie pracy bez jednoczesnego ryzyka wpadnięcia w rutynę. Dodatkowym,
choć niebagatelnym atutem, jest brak zbędnej ilości gadżetów w szafie…
A jakie jest wasze zdanie na ten temat?
A jakie jest wasze zdanie na ten temat?
Ja po trochu próbuje nowych wyzwań. Chociaż są takie ,które omijam szerokim łukiem .
OdpowiedzUsuńTo wszystko zależy od osoby, jej temperamentu , zainteresowań. Chyba nie ma jednoznacznej odpowiedzi.
W Nowym Roku życzę nowych wyzwań i wszelkiej pomyślności.
P:))
Te wszystkie ścieżki rękodzielnictwa wciągają jak używka ;) I wiem z doświadczenia, że za każdym razem wydaję się, że teraz to już naprawdę jest to i tylko to ;)) Ja mam cały magazyn/pralnię materiałów. Na szczęście w miarę szybko odkryłam, że te fascynacje pociągają za sobą koszty i straty przestrzeni w domu. Staram się ograniczać do szycia ( w końcu trzeba będzie wyszyć te zapasy) i w tym się specjalizować. Pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńOj tak, wciągają, wciągają i to mocno.
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o koszty - no cóż, hobby kosztuje :) Chyba bardziej żałuję jednak przestrzeni, którą zajmują te wszystkie materiały i narzędzia. Chociaż to i tak "lepsze" marnotrawstwo niż graty typu rowerek treningowy, na którym nikt nie trenuje :)
Chyba kompromis o którym piszesz jest najlepszym wyjściem. Nie wpada się w rutynę, nie nuży stale ta sama praca, a na dodatek skupiamy wokół siebie coraz większe grono odbiorców naszej twórczości :) A chyba w tym naszym biznesie również i o to chodzi by każdy kto nas odwiedzi znalazł coś dla siebie. Pozdrawiam cieplutko i życzę wszystkiego dobrego w Nowym 2013 roku:)
OdpowiedzUsuńJa stawiam na kompromis... wydaje mi się, że z czasem i tak najwięcej czasu poświęca się "ulubionej" dziedzinie, a pozostałe stają się sposobem na zresetowanie :)
OdpowiedzUsuń