czwartek, 3 stycznia 2013

Wszystkiego po trosze czy specjalizacja?

Dzisiaj poruszę temat specjalizacji w wykonywanym przez siebie rękodziele. Ok, może „siebie” to zbyt dużo powiedziane – moje rękodzieło ogranicza się do wymiany żarówek w samochodzie, regulacji spłuczki i tym podobnych „męskich tematów”. Miałem na myśli Fraszkę i pewnie niejedną czytelniczkę (czytelnika?) tego bloga.

Otóż Fraszka imała się już przeróżnych form rękodzieła artystycznego: a to papierowe kartki i albumy, a to haftowane aniołki, a to choinki z makaronu. Czasem zdarzało się, że ledwo kończyła jakiś projekt, a już brała się za kolejny. I to zanim jeszcze zdążył ostygnąć pistolet na klej...

Największy pociąg do rękodzielniczych eksperymentów objawiała po ukończeniu kolejnego kursu czy szkolenia w temacie „do czego się jeszcze może przydać makaron albo kawałek szmatki?”. Po takich eksperymentach dalej mamy w szafie kilkukilogramową szpulę hartowanego drutu. Po co? Ano na różnego rodzaju druciane kwiatuszki, latarenki i drzewka.

I tutaj pojawia się pytanie: czy lepiej jest „ogólnie się rozwijać” czy specjalizować w jakiejś dziedzinie rękodzieła? Oba kierunki mają swoje „dobre i złe” strony. Specjalizacja oznacza (a przynajmniej powinna oznaczać) osiąganie coraz lepszych wyników w wybranej „dyscyplinie” oraz zmniejszenie ilości potrzebnych materiałów i narzędzi. Rozwój ogólny natomiast nie pozwala znudzić się „robieniem ciągle tego samego” i umożliwia stałe poszerzanie swoje umiejętności.

Moim zdaniem najlepszym wyjściem jest pewnego rodzaju kompromis – specjalizacja, ale niezbyt ograniczona lub jak kto woli, rozwój ale niezbyt ogólny. Taki kierunek pozwala skupić się na wykonywanej przez siebie pracy bez jednoczesnego ryzyka wpadnięcia w rutynę. Dodatkowym, choć niebagatelnym atutem, jest brak zbędnej ilości gadżetów w szafie…
A jakie jest wasze zdanie na ten temat?

5 komentarzy:

  1. Ja po trochu próbuje nowych wyzwań. Chociaż są takie ,które omijam szerokim łukiem .
    To wszystko zależy od osoby, jej temperamentu , zainteresowań. Chyba nie ma jednoznacznej odpowiedzi.
    W Nowym Roku życzę nowych wyzwań i wszelkiej pomyślności.
    P:))

    OdpowiedzUsuń
  2. Te wszystkie ścieżki rękodzielnictwa wciągają jak używka ;) I wiem z doświadczenia, że za każdym razem wydaję się, że teraz to już naprawdę jest to i tylko to ;)) Ja mam cały magazyn/pralnię materiałów. Na szczęście w miarę szybko odkryłam, że te fascynacje pociągają za sobą koszty i straty przestrzeni w domu. Staram się ograniczać do szycia ( w końcu trzeba będzie wyszyć te zapasy) i w tym się specjalizować. Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  3. Oj tak, wciągają, wciągają i to mocno.
    Jeśli chodzi o koszty - no cóż, hobby kosztuje :) Chyba bardziej żałuję jednak przestrzeni, którą zajmują te wszystkie materiały i narzędzia. Chociaż to i tak "lepsze" marnotrawstwo niż graty typu rowerek treningowy, na którym nikt nie trenuje :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Chyba kompromis o którym piszesz jest najlepszym wyjściem. Nie wpada się w rutynę, nie nuży stale ta sama praca, a na dodatek skupiamy wokół siebie coraz większe grono odbiorców naszej twórczości :) A chyba w tym naszym biznesie również i o to chodzi by każdy kto nas odwiedzi znalazł coś dla siebie. Pozdrawiam cieplutko i życzę wszystkiego dobrego w Nowym 2013 roku:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja stawiam na kompromis... wydaje mi się, że z czasem i tak najwięcej czasu poświęca się "ulubionej" dziedzinie, a pozostałe stają się sposobem na zresetowanie :)

    OdpowiedzUsuń

Dziękujemy za komentarz.